Opublikowano

Przez ile dróg musi przejść każdy z nas?

Kiedy wyruszasz na wędrówkę ultradługodystansową w USA – przez pięć miesięcy żyjesz jak w pocztówce. Przejdziesz trzy, a może i pięć tysięcy kilometrów i przemierzysz najpiękniejsze góry na kontynencie. Zobaczysz krajobrazy tak zachwycające i w takiej w ilości, że trudno Ci je będzie zapamiętać i przyswoić. Albo – nie zobaczysz nic

Tekst: Kamila Kielar

Na szlaku doświadcza się wielu wrażeń i wynika to nie tylko z dystansu, ale i z tempa chodzenia, czyli 5 km/h. Pozwala ono na bardzo dokładną obserwację tego, co dzieje się wokół. Nic Ci nie umknie, bo po prostu poruszać się będziesz zbyt wolno, żeby odwracać wzrok.

W którymś jednak momencie dostrzeżesz, że ta pocztówka zaczyna umierać na Twoich oczach. I zdasz sobie sprawę, że za kilka lat świat wędrówek długodystansowych może przestać istnieć w formie, w jakiej wielu wędrowców – w tym ja – doświadczyło ich i je pokochało. Po dwukrotnym przejściu całych Stanów Zjednoczonych dwoma równoległymi pasmami górskimi prowadzącymi z południa na północ, czyli w sumie ponad 10 tysięcy kilometrów, również zdaję sobie sprawę, że wędrówka taka powoli przestaje być możliwa i znalazła się w ogniu gwałtownych zmian.

Kryzys klimatyczny odczuwa się w każdych górach na świecie. Jeśli jednak spojrzymy na USA, to najbardziej jest to widoczne na Zachodnim Wybrzeżu, na które ogromny wpływ mają ocieplające się potężne ilości wody Oceanu Spokojnego. Dlatego dziś opowiem Ci o kultowym szlaku Pacific Crest Trail, przebiegającym przez trzy najbardziej zachodnie Stany kontynentalnego USA: Kalifornię, Oregon oraz Waszyngton.

Wędrówki długodystansowe to zawsze był sposób na to, żeby odciąć się od zgiełku, społeczeństwa, wsiąknąć prawdziwie w naturę i zrozumieć to, co zachwycało pierwszych amerykańskich przyrodników. Ale w coraz większym stopniu szlak przeobraża się w demonstrację degradacji ekologicznej, wywołanej ocieplającym się klimatem i trudno na nim skupić się wyłącznie na przyrodzie czy pięknych widokach.

W środowisku wędrowców ponownie głośno się zrobiło o warunkach w kalifornijskich górach Sierra Nevada rok temu, bo po raz kolejny dały o sobie znać anomalie pogodowe. Poprzedni śnieżny rekord padł w roku 2017 (wtedy przechodziłam ten szlak), a w 2023 roku właśnie stracił swój rekord w kategorii największej pokrywy śnieżnej. W ostatnim sezonie w górach Sierra Nevada zanotowano prawie czterokrotnie większą ilość śniegu, niż obserwuje się w regularnym roku.

Śnieżne rekordy, które pojawiają się co kilka lat, są poprzedzielane latami suszy i poważnych niedoborów wody. Kalifornijskie góry popadają z jednej skrajności w drugą, a jednocześnie ogólna ilość wody w przyrodzie zachodniego wybrzeża USA maleje.

Show degeneracji środowiska składa się z wielu elementów. Te najbardziej widoczne lub odczuwalne to coraz wyższe temperatury, mniejsze opady śniegu i deszczu (czy w ogóle brak śniegu), wysuszone źródła, pożary i dym w powietrzu czy ogołocony lasy. Każdy z tych elementów zaczyna definiować wędrówkę każdego wędrowca. Już ich obecna generacja musi się dostosować, bo jest to opowieść o teraźniejszości, nie tylko o przyszłości.

Szlak ognia

Najbardziej popularnym sposobem na przejście wspomnianych szlaków ultradługodystansowych jest thruhike, czyli przemarsz o długości kilku tysięcy kilometrów w jednym sezonie, od Meksyku do Kanady, na raz. I to właśnie staje się powoli niemożliwe. Oczywiście, że zawsze wybranie się na wiele miesięcy w góry to była podróż wymagająca poświęceń, energii, czasu oraz dobrej psychiki. Ale i tak pomimo wszystkich tych wyzwań robiło się ją na spokojnej głowie i dla przyjemności. Teraz, wraz z wydłużającym się sezonem pożarowym, coraz bardziej prawdopodobne jest, że długodystansowa wędrówka szlakiem zostanie zakłócona przez ogień i dym. Pożar nie tylko może zakończyć samą podróż, ale przede wszystkim zmieni doświadczenie na szlaku. Zaczyna być niebezpiecznie, a już na pewno przestaje być beztrosko.

Sama pamiętam chodzenie przez spalone tereny i dostosowywanie do nich elementów wędrówki. Na pozostałościach po ogniu, nawet takich kilkuletnich, nie można rozbijać namiotu, bo drzewa i gleba są niestabilne. Czasami trzeba schodzić z trasy, omijać ogromne części spalonego szlaku lub szukać dla nich alternatyw. Innym razem trzeba długo wędrować przez ogołocone, wyschnięte i spalone terytoria. Niektórzy całkowicie rezygnują z całych spalonych fragmentów szlaku i na nie już nie wracają. Wędrówka przez krainę ognia to w tej chwili standard wędrówki na zachodnim wybrzeżu.