Mając na myśli podróż Chopina na Majorkę, automatycznie kojarzymy jego pobyt w Valldemossie, w klasztorze Kartuzów. Mało kto wie, że dużo czasu kompozytor spędził w Palmie, stolicy wyspy. I nie był to czas radosny
tekst: Konrad Tołłoczko
Jest jesień roku 1838. Aurorę Dupin, Baronową Dudevant, która zaistniała w świecie literatury pod pseudonimem George Sand, dręczy stan zdrowia jej syna Maurycego (Maurice’a). Chłopiec cierpi na silne ataki reumatyzmu. Zimą dolegliwości na pewno się nasilą, a Paryż nie jest dobrym miejscem dla tak delikatnego dziecka.
Z radą śpieszą Manuel Marliani – pisarz i polityk – i jego żona, Hiszpanka. Opowiadają o Balearach, których przyjazny klimat śródziemnomorski niewątpliwie wywrze dobroczynne skutki na zdrowiu Maurycego. Podobne opinie Sand słyszy od konsula hiszpańskiego Mendizabala i muzyka majorkańskiego, señora Valldemossy (który był nauczycielem fortepianu Izabelli II i cesarzowej Eugenii).
Chopin, już wtedy niedomagający i wyczerpany, zapala się do pomysłu – oznajmia, że i on na pewno podreperowałby siły, towarzysząc rodzinie Sand w wyprawie. Chęć wyjazdu podsycają od dawna jego przyjaciele, którzy martwią się o zdrowie kompozytora i wielokrotnie radzą mu wyjazd i dłuższy pobyt na południu Europy dla zmiany klimaty i otoczenia. Lekarz, doktor Gaubert, opiekujący się Chopinem jest przekonany, że nie cierpi on na gruźlicę, zatem wielokrotnie namawia Sand, aby zabrała go w podróż, podczas której mógłby odpocząć i nabrać sił. Zaleca zdrowotne, długie spacery na świeżym powietrzu.
We wspomnieniach Historia mojego życia George Sand pisze, że gdy już przygotowywała się do podróży, Chopin wielokrotnie powtarzał, że chętnie zamieniłby się z Maurycym. Trudno się dziwić: jego znajomość z Sand trwa od sześciu miesięcy, Chopin jest zafascynowany wspaniałą kobietą i chce być blisko niej także po to, by wygasić wspomnienia po nieudanym związku z Marią Wodzińską.
W owym czasie George Sand liczy 34 lata, ma za sobą okres burz i młodzieńczych buntów. Fryderyk Chopin ma 28 lat i „krwawiącą pierś”, która nie pozwalała mu w pełni cieszyć się przeżywanymi właśnie młodzieńczymi latami. Dwie osobowości, najbardziej wyrazisty przykład najżywszych kontrastów. Ona – impulsywna pisarka o silnym, ognistym charakterze i ostrym piórze adresowanym dla miłośników duszy i ciała. On – uosobienie delikatności w kruchym ciele Wielkiego Polaka. Elegancki, doskonale ubrany, zwykle w żakiet zapięty pod samą szyję na dwa rzędy guzików, uzupełniał strój apaszką w kolorach malwy, niebieskim lub beżowym. Jego smukłe i szczupłe palce zawsze w rękawiczkach. Na maleńkich stopach – wysokie botki. Kwintesencja wytwornego i subtelnego stylu, który jakże często można odnaleźć w jego twórczości. Zrozumiałe jest, dlaczego Liszt nazywał go księciem.
Dzieci George, piętnastoletni Maurice i dziewięcioletnia Solange, to bardzo wesoły dodatek do tej zacnej, a zarazem niezwykle romantycznej pary.
Tak więc zapada decyzja o podróży na Majorkę. „Kiedy mój ojciec Maurice Sand opowiadał mi o Majorce, odnosiłam wrażenie, że ta tak odległa już w czasie podróż była niezapomnianym przeżyciem z czasów młodości jego matki” (fragment wspomnień Aurory Sand).
Ale czy faktycznie tak było? Przyjrzyjmy się tej historii, która miała początek właśnie w Palmie.
Na pokładzie „El Mallorquin”
George Sand z dziećmi rozpoczyna podróż nieco wcześniej, na początku października. Chopin dołącza do nich dopiero w Perpignan. Świeży jak różyczka i „różowy jak rzodkiewka” przybył do nich po czterech dniach podróży w towarzystwie Mendizabala, dyliżansem pocztowym, który jechał do Madrytu.
Skompletowana grupa podróżników rusza statkiem „Phenicien” z Port Vendres do Barcelony. Uważają bowiem, że podróż lądem mogła być dla nich zbyt niebezpieczna, zważywszy na wojnę domową w Hiszpanii, która znacznie utrudnia przemieszczanie się po kraju.
Po kilku dniach spędzonych w stolicy Katalonii wsiadają na pokład statku „El Mallorquin”, na którym spędzają ciepłą, ciemną noc, rozświetloną jedynie fosforyzująca lampą pokładową. Na pokładzie śpią wszyscy z wyjątkiem Sand, Chopina i… steru, którego śpiew wydaje im się tak delikatny, jakby i on kontemplował cudowną atmosferę nocy owianej łagodną morską bryzą.
Zbliżają się do brzegów Majorki. Promienie wschodzącego słońca złocą się na poszarpanych skałach wybrzeża wyspy, ozdobionych palmami i krzewami aloesów.
O godzinie 11.30 dnia 8 listopada 1838 roku „El Mallorquin”, potocznie zwany przez mieszkańców wyspy „El Pages”, dobija do portu w Palmie. „El Pages” w miejscowym dialekcie oznacza dosłownie „Wieśniak”. Przydomek ten pochodzi od figury maszkarona wyrzeźbionego na dziobie, a przedstawiającego postać w stroju ludowym. Odbijające się w turkusowej wodzie żagle, maszty, liny i sztagi statku są niczym fale narysowane na morskiej tafli.